Rytm rynku 3

W ostatnim czasie miałem przyjemność oglądać zawody pływackie dzieci. Moją uwagą zwróciły szczególnie starty osób, które pierwszy raz startowały w tego typu zawodach. Dlaczego? Otóż… nie zawsze wygrywała osoba szybciej przebierająca rękoma i nogami. Wygrywali Ci, którzy utrzymywali stały rytm. Wykonywali swoje, robiąc wciąż to samo, od startu do mety, w tym samym tempie.

A cóż takiego robili inni? I dlaczego przegrywali mimo, że potrafili nawet szybciej dotrzeć do półmetka? Otóż oni… rozgladali się wokoło patrząc gdzie są inni. Zasuwali ile wlezie, rozglądali się i co kawałek ponownie to robili. Przegrani nie utrzymywali stałego rytmu, a często rozglądanie się było nie tylko na boki tylko starali się zobaczyć całą swoją konkurencję, z całkowitym zatrzymaniem się włącznie. „Przełączanie się” pomiędzy wyścigiem, a jego obserwacją trwało na tyle długo, że po prostu nie byli w stanie nadrobić tego czasu. Dodam, że niektórzy robili tak od początku startu, a co niektórzy nabywali tego „nawyku” w późniejszym etapie (najczęściej koło połowy długości basenu), czyli nie jest to jakaś stała cecha.

Cóż takiego zawody pływackie mają wspólnego z giełdą? Ano mają. Jeśli ktoś wykorzystuje sprawdzającą mu się w długim okresie strategię tzn., że odnalazł aktualny rytm rynku i to pozwala mu po prostu zarabiać. Zmiana założeń lub patrzenie się na innych może, aczkolwiek nie musi, popsuć nasze wyniki.

Jeśli inwestujemy zgodnie z rytmem rynku (czyli zarabiamy) to dyscyplina wydaje się obligatoryjnym punktem naszej metodologii. Dopiero bardzo doświadczony inwestor, powiedziałbym wręcz „mistrz”, może sobie pozwolić na modyfikacje wynikające z własnych obserwacji zachowań rynku inwestycyjnego.